Angielska muzyka względnie rzadko pojawia się w programach polskich filharmonii. Nawet dzieła Edwarda Elgara grywa się rzadko. Toteż kiedy dowiedziałem się, że nie kto inny a sam Paul McCreesh i NOSPR biorą na warsztat Sen Geroncjusza, utwór który najbardziej Elgar cenił, wiedziałem, że takiej okazji nie można przegapić.
Nie znałem wcześniej tego dzieła, postanowiłem się więc przygotować. Wchodzę na Youtube i szukam. Jest nagranie, dyryguje Barbirolli. Wysłuchałem i… nic. Nie został mi po tym utworze najmniejszy ślad. Znalazłem kolejną rejestrację – tym razem pod batutą Rattle’a. Też nic, nie wchodzi. Czyżby Barbirolli zbyt flegmatyczny, czyżby Rattle zbyt oschły?
Na koncert udałem się z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony obawiałem się nudy, z drugiej strony byłem ciekawy. McCreesh to w końcu McCreesh – dyrygent tyleż choleryczny co odkrywczy. Uratował dla mnie swojego czasu Requiem Berlioza. Może uratuje i Elgara?
Nie pomyliłem się. Jeśli jest w tym utworze coś ciekawego i wartego pokazania– to McCreesh to pokazał. Postawił na wartkie tempo i umiejętnie dawkował kontrasty, co pomogło mu świetnie uwypuklić wiele aspektów utworu. Świetnie, bardzo dynamicznie, wypadła scena z demonami i moment, w którym Geroncjusz staje przed obliczem Boga. Zwłaszcza ten ostatni moment, z nieprzygotowanym, zgrzytliwym dysonansem zagranym tutti przez całą orkiestrę zrobił ogromne wrażenie. Zaskoczył mnie dźwięk NOSPRu. McCreesh znacząco odchudził brzmienie smyczków, co pozwoliło na ciekawą grę barwą, zwłaszcza w odkrytej tym sposobem sekcji drewna. Dyrygował z ogromnym zaangażowaniem, szerokimi i zamaszystymi ruchami. Chór Narodowego Forum Muzyki i Polski Narodowy Chór Młodzieżowy ze swoich zadań wywiązały się znakomicie. Miały odpowiednią barwę brzmienia i wyczucie stylu muzyki Elgara. Również soliści – Jenifer Johnston, Peter Hoare i David Stout, wypadli świetnie. Zwłaszcza delikatny głos Hoare dobrze pasował do tytułowej roli.
Problem w tym, że w Śnie Geroncjusza everything is smooth and gentle. Narracja jest niespieszna i spokojna, a muzyka przez większość czasu pozostaje eufoniczna i pozbawiona wielkich kontrastów. Nawet demony w piekle są smooth and gentle. Może nie powinienem się dziwić – to w końcu angielskie demony. Ten idylliczny nastrój na dłuższą metę może być męczący i doskonale rozumiem już, dlaczego wysłuchane poprzednio interpretacje nie przypadły mi do gustu. Nie mogę powiedzieć, żeby wykonanie McCreesha mnie porwało, ale na pewno zaciekawiło i sprawiło, że chciałbym do Snu Geroncjusza wrócić. Jego zaangażowanie uratowało dzieło Elgara przed monotonią. Kiedy poszedłem po koncercie pogratulować McCreeshowi, był jeszcze całkiem pod wpływem muzyki, w stanie euforii. Powiedział, że już od dłuższego czasu myśli o nagraniu tego utworu.
Maestro, słowo się rzekło. Czekamy.
fot. Izabela Lechowicz/NOSPR
Dziś słuchałem tego utworu z nagrania pod batutą Daniela Barenboima. I kiedy zwykle jego interpretacje mi się podobają tak ta… była tak leniwa i flegmatyczna, że nie dotrwałem do końca. Myślę, że w tym dziele potrzeba dyrygenta z gorętszym temperamentem. Pozdrawiam 😉
Zdecydowanie, tym bardziej że Barenboima nikt chyba nie posądzi o nadmiar temperamentu!