Penderecki conducts Penderecki vol. 1

Nie każdy kompozytor jest urodzonym dyrygentem. Paradoksalnie też nie każdy kompozytor jest najlepszym wykonawcą swoich utworów. Często twórcom brakuje doświadczenia dyrygenckiego, nie mają też charyzmy, aby porwać ze sobą wykonawców. Nie czas to i nie miejsce, żeby roztrząsać wszystkie tego typu przypadki, na pewno jednak musimy zatrzymać się w tym miejscu na szczególnym przypadku Krzysztofa Pendereckiego.

Twórca Czarnej maski od lat z powodzeniem prowadzi najlepsze orkiestry świata i nagrywa swoje utwory. Co więcej – robi to naprawdę znakomicie, a efektem jest choćby rewelacyjne nagranie II Koncertu skrzypcowego z Anne-Sophie Mutter i London Symphony Orchestra czy komplet własnych symfonii zarejestrowany z Polską Orkiestrą Sinfonia Iuventus.

Paradoksalnie dopiero teraz nadszedł dość szczególny moment, w którym 83-letni kompozytor Jutrzni poprowadził w udostępnionym do powszechnej dystrybucji nagraniu studyjnym Chór i Orkiestrę Filharmonii Narodowej. Już ten fakt czyni to nagranie szczególnym, ale niemniej intrygująca jest zawartość  albumu Warsaw Philharmonic/Penderecki conducts Penderecki vol. 1. Mamy tu bowiem światową premierę fonograficzną jednego z najnowszych dzieł kompozytora– Dies Illa, rocznik 2014. Ośmioczęściowa kompozycja wykorzystuje tekst łacińskiej sekwencji, a użyty przez kompozytora skład jest pokaźny – mamy tu bowiem trzech solistów, chór podzielony na trzy podzespoły i wielką orkiestrę.

Jaka to muzyka?

Uważny słuchacz wychwyci tu wiele elementów, które pojawiły się w innych kompozycjach Pendereckiego – demoniczny klekot tubafonów (które twórca wymyślił na użytek innego swojego dzieła – Siedmiu bram Jerozolimy), dobiegający z oddali dźwięk trąbki basowej (która symbolizuje głos Boga) czy ekspresyjne wykorzystanie chóru, który nie tylko śpiewa, ale też momentami krzyczy, skanduje czy syczy.

Teoretycznie więc Penderecki Ameryki nie odkrywa i z tego puntu widzenia można by jego najnowsze dzieło skrytykować. W praktyce dzieje się jednak inaczej, a to dlatego, że w ramach stylu  jaki sobie wypracował, kompozytor czuje się jak ryba w wodzie. Wie jak pokierować narracją, żeby osiągnąć maksimum efektu w jak najkrótszym czasie. Otrzymaliśmy dzieło świeże, zróżnicowane i o bardzo starannie opracowanej, oszczędnej dramaturgii.  Są tu momenty bardzo dramatyczne, piorunujące siłą ekspresji, są też fragmenty wyciszone i medytacyjne, przeznaczone tylko na chór.

Album zawiera także dwa okolicznościowe utwory Pendereckiego – Hymn do św. Daniłła oraz Hymn do św. Wojciecha.  Wysłuchałem obu utworów kilkukrotnie, ale za każdym razem byłem tak samo nieporuszony. To koturnowa muzyka, uroczysta i pełna blasku, ale niestety pozbawiona tej głębi i pazura, jaki ma w sobie Dies Illa. Kiedy słuchałem tego ostatniego utworu – po plecach biegały mi momentami stada mrówek. A tu nic.

Płyty dopełniają Psalmy Dawida – wczesny utwór kompozytora. Nie wiem jaki był zamysł twórców albumu – dzieło miało chyba raczej dopełniać płyty, ale prawda jest taka, że stanowi jej bardzo istotny element. Słychać tu ten sam pazur, o którym wspominałem i  jaki cechuje najlepsze utwory Pendereckiego. Utwór wykonywany jest po polsku, co sprawia, że jest przystępny w odbiorze, nawet pomimo awangardowych środków muzycznych. Swoją drogą – środki te w ogóle się nie zużyły, a Psalmów słucha się świetnie.  Jeśli więc pomyślane były jako deser, to dość przekorny, bo pikantny i pełen wrażeń.

Co mogę powiedzieć o stronie interpretacyjnej? Chór i Orkiestra Filharmonii Narodowej brzmią znakomicie, również Penderecki jako interpretator swoich własnych dzieł jest w stanie włożyć w wykonanie odpowiednio dużą dawkę emocji i zainspirować podległych sobie muzyków.

Soliści? Agnieszka Rehlis i Johanna Rusanen – bardzo mi się podobały. Nikolay Didenko irytował mnie barwą głosu, ale to szczegół.

Komu mogę polecić te nagrania?

Na pewno nie wielbicielom muzyki Pendereckiego – już je znają.

Czy to album dla neofitów? Jak najbardziej, bo muzyka jest komunikatywna i bardzo zróżnicowana.

Muszę Wam się przyznać, że podczas pisania tej recenzji posłuchałem dla porównania po jednym innym wykonaniu obu hymnów, a także dwóch innych nagrań Psalmów Dawida. Najnowsze wydawnictwo Warnera bije je na głowę, nie tylko w kwestii interpretacji, ale także pod względem jakości dźwięku.

Jeśli chcecie najnowszej płyty Pendereckiego posłuchać online – tutaj jest link do Tidala, tu do Spotify:

Ale ja i tak niezmiennie będę polecać zakup płyty.

Swoją drogą – nie sądzicie, że vol. 1 w nazwie płyty jest bardzo obiecujące?…

 

 

Warsaw Philharmonic/Penderecki conducts Penderecki vol. 1

Orkiestra i Chór Filharmonii Narodowej

Krzysztof Penderecki – dyrygent

Henryk Wojnarowski – dyrektor chóru

Johanna Rusanen – sopran

Agnieszka Rehlis – mezzosopran

Nikolay Didenko – bas

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.