Odbywającymi się w tym tygodniu koncertami Orkiestry Filharmonii Czeskiej w Rudolfinum dyrygować miał Tugan Sokhiev, jednak w ostatniej chwili zastąpił go Vasily Petrenko, obecny szef Royal Philharmonic Orchestra. Dla mnie osobiście zmiana to niefortunna, bo o ile Petrenkę słyszałem już na żywo, to Sokhieva jeszcze nie, liczyłem więc na możliwość wyrobienia sobie opinii o jego sztuce dyrygenckiej. Nie zmienił się na szczęście solista, którym był Pierre-Laurent Aimard, francuski pianista szczególnie znany z interpretacji dzieł dwudziestowiecznych. Obyło się bez repertuarowych eksperymentów, a w programie znalazły się dzieła powszechnie znane i lubiane.
Na pierwszy ogień poszło Preludium do „Popołudnia fauna” Claude’a Debussy’ego, który to utwór Petrenko poprowadził w umiarkowanym tempie, trafnie podkreślając marzycielski i oniryczny nastrój dzieła. Pięknie zagrały swoje kapryśne, arabeskowe solówki instrumenty dęte drewniane, zwłaszcza flet i obój. Petrenko starannie wydobył też z brzmienia harfy, które były słyszalne zawsze, nawet w tych momentach, w których grały najbardziej eteryczne, najbardziej delikatne piana.
Wykonanie Koncertu G-dur Ravela było dość paradoksalne, gdyż całe show skradła w nim orkiestra. Petrenko świetnie wydobył z partytury rozmaite efekty specjalne, urwisowski humor ukryry w tej muzyce, a także zmysłowy, lekko jazzujący klimacik. Aimard był w najlepszym razie neutralnym elementem całej układanki. Jego wykonanie było momentami nieco rozmyte pod względem artykulacji, pianista miał też dość mały dźwięk i często ginął pod orkiestrą, nawet w momentach, w których nie grała ona zbyt głośno. Miał pewne pole do popisu w drugim ogniwie, które czasem grane jest w sentymentalny, czułostkowy sposób. Aimard wykonał je konkretnie, bez sentymentalizmu. Był to więc Koncert G-dur, w którym słuchało się głównie świetnej orkiestry, a pianistę czasem było słychać, a czasem nie, co było dość rozczarowujące. Na bis pianista zagrał preludium La Colombe Messiaena, czyli utwór należący do swojego żelaznego repertuaru.
Po przerwie zabrzmiały Obrazki z wystawy Musorgskiego w wersji Ravela. Samograj? Oczywiście, spodziewałem się więc miłej, ale może niespecjalnie zaskakującej drugiej części koncertu. Tymczasem wykonanie Petrenki było elektryzujące – od pierwszego do ostatniego dźwięku. Dyrygent postawił na maksymalny kontrast pomiędzy poszczególnymi ogniwami, a wyrazistość charakterystyki, w połączeniu z wirtuozowskim wykonaniem ze strony orkiestry, dała świetne rezultaty. Może jedynie kłótnia dwóch Żydów zaprezentowana została w nieco zbyt ciężki jak na mój gust sposób. Poza tym było świetnie, a szczególnie ekscytujące było przedostatnie ogniwo (Chatka na kurzej stopce), w którym zabawa barwą w wykonaniu smyczków robiła wielkie wrażenie. Wrażenia nie osłabiła także majestatyczna Wielka brama w Kijowie. Publiczność przyjęła wykonanie z wielkim entuzjazmem, a dyrygent odwdzięczył się, wykonując attacca dwa ogniwa z Dziadka do orzechów Czajkowskiego – Taniec wieszczki Cukrowej i Trepak. U nas by to nie przeszło!
foto. Czech Philharmonic Orchestra