Drugi z sobotnich koncertów, tym razem w Filharmonii Narodowej, również nie obył się bez zmiany w programie. Początkowo miał to być recital solowy Piotra Anderszewskiego z dziełami Mozarta, Janáčka i Chopina. W ostatecznej wersji koncertu ostały się tylko dwa pierwotnie planowane dzieła: Polonez-fantazja As-dur op. 61 Chopina i druga księga z cyklu Po zarostlém chodníčku Janáčka. Anderszewski nie został ostatecznie jedyną gwiazdą wieczoru, dołączył do niego bowiem Apollon Musagète Quartett i, w ostatnim utworze w programie, kontrabasista Sławomir Rozlach.
Są takie wykonania i są takie połączenia wykonawców z utworami, która sprawiają, że wykonanie wyrzuca słuchaczy w kosmos, a kiedy wybrzmiewają ostatnie nuty – trudno w zasadzie ubrać w słowa to co się właśnie wydarzyło. Coś takiego wydarzyło się właśnie na początku tego koncertu, kiedy AMQ skończył wygrywać ostatnie dźwięki II Kwartetu smyczkowego Messages Andrzeja Panufnika. Było w tym graniu i w samej muzyce coś niesamowicie hipnotycznego, głębokie wyczucie i zrozumienie dla każdego elementu utworu. To statyczna, eteryczna i melancholijna w wyrazie muzyka. Wymaga cierpliwości, troski i tego nieuchwytnego i nienazywalnego „czegoś” ze strony wykonawców, aby w pełni odkryła swoje walory. Tak się właśnie stało.
W grze Piotra Anderszewskiego jest coś bardzo szczególnego. Niezwykle piękny, głęboki, nasycony i przestrzenny dźwięk to znaki rozpoznawcze tego artysty. To liryk i poeta, spodziewałem się więc powolnego i sennego rozpoczęcia Poloneza-fantazji. Anderszewski rozpoczął jednak nerwowo, atakując pierwsze dźwięki z zaskakującą drapieżnością. Dopiero w miarę rozwoju formy utworu narracja uspokajała się, zyskując śpiewny i pełen czaru wymiar. Nie wiem czy to nie wyraźnie słyszalne na sali dźwięki rozgrywania się AMQ za sceną nie rozpraszały Anderszewskiego.
Równie niezwykłych wrażeń dostarczyła interpretacja Na zarośniętej ścieżce Janáčka. To jedno z dzieł wchodzące w skład żelaznego repertuaru Anderszewskiego, nic więc dziwnego że jego interpretacja była doskonale wyczuta, przemyślana w najdrobniejszych szczegółach, a jednocześnie spontaniczna i naturalna. Sposób w jaki Anderszewski porwał publiczność w oniryczny świat utworu czeskiego kompozytora był absolutnie niezwykły.
Koncert A-dur KV 414 Mozarta usłyszeliśmy w opracowaniu na fortepian i kwintet smyczkowy. Nie miałem jednak wrażenia, że to dzieło, w którym partia jednego instrumentu jest ważniejsza od pozostałych. Pomiędzy Anderszewskim, AMQ i Sławomirem Rozlachem panowało bowiem pełne porozumienie i harmonia. Pianista nie zagłuszał partnerów, a raczej dyskretnie swoją partię dopowiadał. Było to piękne i niezwykle poruszające.
Na bis dostaliśmy arcydrapieżne Scherzo z Kwintetu g-moll Szostakowicza. Artyści rozpoczęli powoli, ale interpretacja szybko nabrała rozpędu i rumieńców. Mam gorącą nadzieję że rychło zagrają w tym składzie całość tego dzieła. Wow!
Foto Wojciech Grzędziński/NIFC
Och, pamiętam Apollon Musagète Quartett z ich występów na festiwalu „Muzyka na Szczytach” w Zakopanem w roku 2014. Klasa!
Jakie były Pana wrażenia? W jakim repertuarze wystąpili?