Nazwisko Raula Koczalskiego zapisało się złotymi zgłoskami w annałach pianistyki. Artystyczny wnuk Chopina, uczeń jego ucznia, Karola Mikulego, był jednym z najwybitniejszych wykonawców dzieł tego kompozytora, działających w pierwszej połowie XX wieku. Pamiętany jest głównie za sprawą nielicznych nagrań muzyki Chopina, natomiast jego własna, obejmująca 150 opusów twórczość kompozytorska pozostaje w całkowitym zapomnieniu. Niniejszy album zawiera dwa koncerty przeznaczone na instrumenty smyczkowe – Koncert skrzypcowy d-moll oraz Koncert wiolonczelowy E-dur, oba napisane w 1915 roku.
Oceniając twórczość danego kompozytora, zwłaszcza nieznanego, wypada ocenić jego dokonania w kontekście tego, co w owym czasie wyprawiali jego współcześni. W tych latach powstawały między innymi koncerty skrzypcowe Carla Nielsena, Karola Szymanowskiego czy Siergieja Prokofiewa. Gdybym napisał, że koncerty Koczalskiego nie są tak dobre jak dzieła kompozytorów wymienionych powyżej, to byłby to dla twórczości Koczalskiego nie lada zaszczyt. Niestety, nazwisk tych nie należy stawiać obok siebie. O ile bowiem Koczalski był wybitnym pianistą i zasłużonym pedagogiem, to kompozytorem był zupełnie przeciętnym. Te jego koncerty bardziej niż z dziełami sztuki kojarzą się z napisanymi z wyraźnym mozołem wypracowaniami szkolnymi. Język muzyczny tych kompozycji jest całkowicie romantyczny, w pełni tonalny, niczym nie zdradzający tego, co działo się w muzyce tej epoki. A działo się przecież wiele, bo były to czasy, w których wystawiano balety Igora Strawińskiego czy skandalizujące jednoaktówki Richarda Straussa. Echa tych kompozycji nie przeniknęły jednak do dzieł Koczalskiego, które bez trudu zrozumiałby pewnie Mendelssohn.
Oba dzieła są dość krótkie – Skrzypcowy trwa 27 minut, Wiolonczelowy zaś 21. Po koncercie spodziewać by się można elementu wirtuozowskiego, pokazania instrumentu solowego w ciekawy sposób. Trudno jest jednak doszukać się wirtuozerii w obu utworach. Partia instrumentów solowych ogranicza się do prezentowania melodii, które nie są też jakoś szczególnie fascynujące. Owszem, są śpiewne i nawet ładne, szkopuł w tym, że słuchając ich ma się wrażenie, że słyszało się je już gdzie indziej, gdzie brzmiały dużo lepiej.
Koncerty są starannie wykonane, a zarówno Agnieszka Marucha jak i Łukasz Tudzierz dobrze wywiązali się z niezbyt ciekawych zadań, jakie postawił przed nimi Koczalski. Dobrze byłoby posłuchać ich w ciekawszym repertuarze. Akompaniament w wykonaniu orkiestry pod batutą Wojciecha Rodka jest zadowalający, jakość dźwięku jest przeciętna. Odkrywanie muzyki na instrumenty smyczkowe Raula Koczalskiego nie jest zajęciem zbyt fascynującym. Przypomina czytanie książki, której fabułę możemy przewidzieć już po lekturze pierwszej strony. Pamiętamy tego artystę jako świetnego pianistę, z czystym sumieniem możemy więc potraktować te dwa jego dzieła jako wypadek przy pracy. Nagranie ma walor poznawczy i być może pedagogiczny, ale wzruszeń raczej nie dostarczy.
Raul Koczalski
Koncert skrzypcowy d-moll op. 84*
Koncert wiolonczelowy E-dur op. 85**
Agnieszka Marucha – skrzypce*
Łukasz Tudzierz – wiolonczela **
Orkiestra Symfoniczna Filharmonii im. Henryka Wieniawskiego w Lublinie
Wojciech Rodek – dyrygent
Acte Préalable