Recital solowy Gabrieli Montero w NOSPR

Sobotni koncert w NOSPR był ponownym spotkaniem ze sztuką wykonawczą Gabrieli Montero. Tym razem był to jednak recital solowy, co było zdecydowanie korzystne, bo pomogło lepiej poznać gusta artystki.

Ta zaczęła zaś od Jana Sebastiana Bacha Chaconny w d-moll z Partity nr 2, którą wykonała w wirtuozowskim, romantycznym układzie Ferrucia Busoniego. Słuchając dzieła w tej wersji przypomniało mi się, jak Hugo Wolff określił symfonie Brucknera mianem „symfonicznych boa dusicieli”. Miałem wrażenie że to kolejny przeładowany, przegęszczony quasi-symfoniczny boa dusiciel, który na dodatek niezbyt Montero leżał. Wszystko było tam wyraziste i czytelne, ale jakoś trudno było mi uznać to wykonanie za powalające. Także Polonez-Fantazja Chopina zagrany został wyraziście i konkretnie. Nie było tu ani grama sentymentalizmu i czułostkowości, która czasem wkrada się do wykonań utworów tego kompozytora. Owszem, emocje tam były, były tam też fragmenty zagrane z wielkim wyczuciem (jak charakterystyczne wznoszące pasaże na początku utworu), ale Montero cały czas wiedziała gdzie leży granica i pilnowała się, aby jej przypadkiem nie przekroczyć. Chopin ostry i wyrazisty? Czemu nie! Podejście pianistki jak ulał pasowało do Preludium, Chorału i Fugi Césara Francka. Było wyraziście, konkretnie, a przy tym niezwykle czytelnie, a to jest przecież podstawa polifonii. A przy tym żadnego mizdrzenia się i rozczulania – od początku do końca muzyczny konkret!

Drugą część recitalu rozpoczął Karnawał Roberta Schumanna, dzieło zadedykowane polskiemu skrzypkowi Karolowi Lipińskiemu. Także tu było wyraziście i ostro, momentami chyba nawet za bardzo, gdyż w pewnym momencie jedna ze strun odmówiła współpracy i pękła. Ale przyznam, że wartkie tempo dobrze pasowało do tego dzieła, a muzyka Schumanna, która również lubi się momentami roztapiać, była wykonana potoczyście. Montero zakończyła tak jak lubi najbardziej, czyli serią improwizacji. Katowicka publiczność była zresztą chętna do współpracy, chętnie podpowiadając kolejne tematy. Najpierw była więc Bajka iskierki (Na Wojtusia z popielnika), potem Szła dzieweczka do laseczka (czyli powtórka z piątku, ale wykonana przez Montero trochę inaczej), a na koniec What a Wonderful World Louisa Armstronga. Było to bardzo pozytywne zakończenie koncertu – pomiędzy pianistką a publicznością wytworzyło się mnóstwo dobrej energii. Jeśli już przy publice jesteśmy – była tym razem wyjątkowo skupiona na muzyce i cicha, co bardzo się chwali.

 

Postaw mi kawę na buycoffee.to
Podoba Ci się to co robię? Chcesz wesprzeć moją pracę? Odwiedź profil Klasycznej płytoteki w serwisie Patronie.pl

 

 

 

 

foto. Anders Broggard / https://www.gabrielamontero.com/

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.