Shemet dyryguje Szymanowskim, Skrowaczewskim & Beethovenem

Program piątkowego koncertu w Filharmonii Śląskiej zbudowany był bardzo tradycyjnie – uwertura, koncert instrumentalny, a potem symfonia. Wczesna, mocno straussowska Uwertura koncertowa E-dur Karola Szymanowskiego to utwór efektowny i pełen blasku. Kompozytor zachęca w partyturze wykonawców do grania na granicy zapamiętania i to też dostaliśmy w wykonaniu Shemeta. Była tu zarówno wielka barwność, chwile zadumy jak i rozmach w odcinkach tutti. Orkiestra spisała się na medal, grając z precyzją i zaangażowaniem. Świetnie wypadły waltornie, drewno i kwintet. Co chyba najważniejsze – nie było tu poczucia, że orkiestra dopiero się rozgrzewa i że teraz co prawda grają na pół gwizdka, ale następny utwór będzie już zagrany na 100%. Nie, Shemet i jego zespół od razu wskoczyli na wysokie obroty. Ale uwertura jest uwerturą, spełnia rolę wprowadzenia. Utwór Szymanowskiego posłużył za wstęp do utworu, który zabrzmiał w Europie po raz pierwszy. Był nim Koncert klarnetowy Stanisława Skrowaczewskiego, dyrygenta i kompozytora, którego wielu z nas pewnie jeszcze dobrze pamięta, a którego setna rocznica urodzin wypadnie za kilka dni. Na marginesie wypada dodać, że artysta był dyrektorem Filharmonii Śląskiej na przełomie lat 40. i 50. Skomponowany w 1981 roku trzyczęściowy Koncert klarnetowy okazał się dziełem niebanalnym i niezwykle zajmującym. To muzyka mroczna, introwertyczna, skupiona, pełna niepokoju, ale jednocześnie też barwna. Partię solową wykonał Krzysztof Grzybowski. Zrobił to z godnym podziwu wyrafinowaniem, a fascynowało zwłaszcza znakomite operowanie dynamiką w odcinkach kiedy solista grał niemal na granicy słyszalności. Klarnet wchodzi w Koncercie w intrygujące pod względem kolorystycznym interakcje z instrumentami orkiestry – a to z klawesynem, a to z czelestą czy z perkusją (sekcja ta jest zresztą w tym dziele mocno rozbudowana). Shemet partnerował z wyczuciem i wielką atencją dla potrzeb solisty, dbając o to, aby go przypadkiem nie zagłuszyć. Orkiestra brzmiała znakomicie i także tutaj trzeba pochwalić piękne, eteryczne piana. Publiczność dostroiła się do pełnego skupienia nastroju wykreowanego przez wykonawców i wysłuchała dzieła Skrowaczewskiego z dużą atencją. Mamy więc w repertuarze kolejny koncert na klarnet napisany w drugiej połowie XX wieku, który warto postawić obok dzieł Krzysztofa Pendereckiego czy Einojuhaniego Rautavaary. Być może doczekamy się też wykonań innych dzieł Skrowaczewskiego. Ten artysta bez wątpienia zasługuje na naszą pamięć, a jego dorobek kompozytorski na poznanie i popularyzację. Grzybowski nagrał zresztą dzieło Skrowaczewskiego z Michałem Klauzą. Co prawda w celach archiwalnych, ale kto wie, może ta rejestracja ukaże się też na płycie? Do dyspozycji jest też interpretacja pod batutą samego Skrowaczewskiego, w której partię solową wykonał Richard Stoltzman.

Drugą część koncertu wypełniła w całości Siódma Beethovena. Orkiestra wykonała ją w składzie lekko odchudzonym (po 5 pulpitów pierwszych i drugich skrzypiec, 4 pulpity altówek, 6 wiolonczel, 4 kontrabasy), ale to przełożyło się na przejrzystość brzmienia i tak często obecne u tej orkiestry poczucie kameralnego muzykowania, gdzie poszczególni wykonawcy wchodzą ze sobą w słyszalne (i widoczne) interakcje. Shemet narzucił w całej symfonii szybkie tempa, co sprawiło że muzyka brzmiała potoczyście, odpowiednio zaakcentował też rytmikę. Szybko była też prowadzona druga część, która zamienia się czasem w marsz żałobny. „Mój drogi – powiedział Toscanini do Rodzińskiego – to nie jest żaden marsz żałobny, to Allegretto!”. Dla Shemeta też było to Allegretto. Całość była porywająca, witalna i pełna energii. Wielkie wrażenie robiła dyscyplina kwintetu – miał świetną, ostrą, wyrazistą artykulację, która, jak to się mówi, „robiła robotę”. Drewno – lekkie i śpiewne. Blacha – w idealnych proporcjach, świetne były zwłaszcza crescenda waltorni w finale. Kotły – ostre i wyraziste. Był też w tym muzykowaniu tak trudny do uchwycenia entuzjazm, radość ze wspólnego grania. Była tu też pewność brzmienia, coś, co może się pojawić tylko kiedy jest wzajemne zaufanie pomiędzy orkiestrą a dyrygentem, kiedy jest chemia. Mankamenty wykonania? Może odrobinę niepewne wejście drewna w granym attacca drugim ogniwie. Może trochę za krótko trzymane wysokie dźwięki smyczków w kulminacjach w pierwszej części. Na bis Shemet wykonał fragment zakończenia Scherza. Naprawdę fragment – całe 5 dźwięków! Szkoda, oczekiwałem co najmniej połowy VIII Symfonii!

foto. Karol Fatyga Fotografia/Filharmonia Śląska

 

Podoba Ci się to co robię? Chcesz wesprzeć moją pracę? Odwiedź profil Klasycznej płytoteki w serwisie Patronie.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.