Już od dłuższego czasu nosiłem się z myślą o poświęceniu Stanisławowi Skrowaczewskiemu osobnego tekstu na Klasycznej Płytotece. Moje wahania zbiegły się z odejściem Maestro kilka dni temu. Chciałbym Wam opowiedzieć o moich spotkaniach z Nim i o tym, dlaczego jest dla mnie tak inspirującą postacią.
Każdy jego koncert w Polsce był wydarzeniem. Zawsze starałem się w tych wydarzeniach uczestniczyć i zawsze były dla mnie czymś wyjątkowym. Miałem ogromne szczęście. Udało mi się usłyszeć całkiem sporo utworów pod jego batutą. Na pierwszym koncercie Skrowaczewskiego, na którym byłem w Filharmonii Narodowej, dyrygował Wielką fugą Ludwiga van Beethovena w aranżacji Felixa Weingartnera, Et exspecto resurrectionem mortuorum Oliviera Messiaena i poematem Tako rzecze Zaratustra Richarda Straussa. Pamiętam Missa Solemnis Beethovena, również w FN. Pamiętam niezwykły koncert w czerwcu 2013 roku, podczas którego poprowadził I Symfonię Lutosławskiego i Dziewiątą Beethovena. Cała sala zerwała się do owacji na stojąco zanim jeszcze wybrzmiały ostatnie dźwięki utworu. Czegoś tak niezwykłego nie widziałem nigdy ani wcześniej ani później. Pamiętam występ w FN z Jowiszową Mozarta i Trzecią Brucknera. Pamiętam też jak ostatni raz pojawił się w Warszawie, prowadząc swój utwór Passacaglia immaginaria i ponownie symfonię Brucknera – tym razem Siódmą. Byłem na Jego koncercie w Krakowie w grudniu 2013 roku, kiedy poprowadził Adagietto z Raju utraconego Krzysztofa Pendereckiego, Koncert fortepianowy c-moll KV 491 Mozarta z udziałem Borisa Giltburga i potem Drugą Brucknera. W listopadzie 2014 roku Skrowaczewski zawitał do nowej sali NOSPRu i tam dyrygował Koncertem fortepianowym Alfreda Schnittkego z Ewą Kupiec. Po przerwie poprowadził Piątą Szostakowicza i była to kreacja zaskakująco osobista, bogata i pełna subtelnych niuansów. Byłem na jego ostatnich koncertach w Polsce – 1 kwietnia zeszłego roku Maestro prowadził we Wrocławiu Siódmą Brucknera, a 8 kwietnia – Ósmą tego kompozytora w katowickiej siedzibie NOSPRu. Dziewięć niezwykłych koncertów, które pozostaną w mojej pamięci na zawsze.
Jakoś w drugiej połowie 2012 roku zaczęło chodzić mi po głowie przeprowadzanie wywiadu ze Skrowaczewskim. Ku mojemu zdziwieniu spotkanie udało się zaaranżować bez żadnego problemu. Razem z moją dobrą koleżanką z redakcji „Presto”, Agnieszką Olek, udaliśmy się do hotelu Marriott położonego przy lotnisku Chopina i tam po raz pierwszy miałem możliwość porozmawiania z Maestro Skrowaczewskim. Wrażenie zrobił na nas wtedy ogromne, ale nie chodzi bynajmniej o rozmiary ego. Wręcz przeciwnie, w rozmowie z nami był bezpretensjonalny, naturalny i skromny. Opowiadał nam bez żadnego zadęcia o swoich spotkaniach z kolegami – Lutosławskim, Strawińskim, Szostakowiczem i Stokowskim. Miał świadomość swojej wartości, ale nie obnosił się z tym. Kiedy kończyliśmy rozmawiać, zapytaliśmy, czy możemy jeszcze kiedyś spotkać się i porozmawiać. Skrowaczewski zgodził się. Wywiad miał ukazać się w „Presto” (ostatecznie poszedł do „Ruchu Muzycznego”, ale to już inna historia), obiecałem więc Maestro, że wyślę Mu egzemplarz magazynu. Przyniosłem ze sobą górę płyt i poprosiłem Go o autografy. Skrowaczewski oczywiście wszystko podpisał, komentując jeszcze poszczególne nagrania, dał mi swój adres i poprosił, żebym zapisał mu gdzieś swój adres na wszelki wypadek. Uczyniłem zadość jego prośbie, a On spojrzał na kartkę i z szelmowskim uśmiechem oznajmił: „Ha, teraz i ja mam pański autograf!”. Zapytaliśmy go, jak zrobimy autoryzację tekstu. Uśmiechnął się i odparł: „nie trzeba, krzywdy mi chyba nie zrobicie.”
Zgodnie z obietnicą wysłałem Skrowaczewskiemu „Presto” i zapytałem kurtuzyjnie o termin następnego wywiadu, po prawdzie nie spodziewając się odpowiedzi. Myślałem, że spotkanie będę umawiać z agentką Maestro, Panią Izabellą Dargiel. Tymczasem jakiś czas później znalazłem w skrzynce ten list:
Do drugiego spotkania rzeczywiście doszło w terminie, o jakim pisał Skrowaczewski. Takiej klasy mogłoby mu pozazdrościć wielu innych artystów. Wywiad jest dostępny online, można przeczytać go TUTAJ.
Pozwólcie, że przejdę do meritum, czyli do płyt. Chcę podzielić się z Wami nie tylko moimi doświadczeniami ze spotkaniami z Nim, ale także z Jego muzyką. Bardzo wiele pisze się i mówi o Jego interpretacjach symfonii Brucknera, Beethovena i Brahmsa. Słusznie zresztą, ale Skrowaczewski był przecież również kompozytorem. Szkoda, że nie doceniał za bardzo swojej muzyki i nie chciał jej promować. Rzadko można usłyszeć gdzieś Jego utwory, a znalezienie płyty bywa sporym wyzwaniem. Nosiłem się na początku z myślą, czy nie zrobić przeglądu najlepszych nagrań Skrowaczewskiego, ale doszedłem do wniosku, że znam ich po prostu zbyt mało. Zresztą być może najciekawsze rzeczy kryją się wcale nie w sklepach, a w archiwach rozgłośni radiowych. Wszyscy mówią o Skrowaczewskim w kontekście muzyki Antona Brucknera, ale mało kto wie, że Maestro wykonywał również często symfonie Mahlera. W jego oficjalnej dyskografii figuruje tylko Czwarta z udziałem Alison Hargan i Halle Orchestra. W programach koncertów Skrowaczewskiego pojawiała się również Druga, Piąta, Szósta, Ósma, Dziewiąta, Das Lied von der Erde, Das Klagende Lied i Lieder eines fahrenden Gesellen. Czasem ktoś znajduje w archiwach takie perełki i wydaje je. Mam nadzieję, że tak będzie również w przypadku Skrowaczewskiego.
Znów rozgadałem się nie na temat. Wróćmy do nagrań muzyki Stanisława Skrowaczewskiego. Jego utwory nie są popularne i zbytnio mnie to nie dziwi. To trudna muzyka, wyrafinowana i często abstrakcyjna. Jej piękno opiera się w większej mierze na jej konstrukcji intelektualnej niż na bezpośrednim wyrazie emocji. Concerto Nicolò, zajmujący lwią część pierwszego krążka, powstał w wyniku dość nietypowego zamówienia. Dzieło zamówił u Skrowaczewskiego Herbert Axelrod, nie zrobił tego jednak dla siebie, ale dla swojego przyjaciela, pianisty Gary’ego Graffmana. Artysta w wyniku urazu prawej ręki musiał porzucić znaczną część repertuaru i często zwracał się z zamówieniami do kompozytorów o stworzenie nowych dzieł tylko i wyłącznie na lewą rękę. Axelrod zaś, oprócz bycia lekarzem, matematykiem i akwarystą, żywo interesował się również muzyką. Jest współautorem (razem z Leslie Sheppardem) biografii Niccolò Paganiniego. Panowie ustalili więc we trójkę, że motywem przewodnim Koncertu będzie Kaprys a-moll nr 24 op. 1 tego kompozytora. Pomysł Skrowaczewskiego na wykorzystanie tego dzieła był całkowicie odmienny od tego, jaki miał na przykład Rachmaninow w Rapsodii na temat Paganiniego. Dla Rachmaninowa motyw był punktem, wokół którego obracała się cała opowieść, dla Skrowaczewskiego był punktem wyjścia. Przewija się przez narrację, ale w sposób aluzyjny i nieoczywisty. Orkiestracja jest bogata, a jej koloryt przypominał mi cały czas późne utwory Witolda Lutosławskiego. Następny utwór na płycie, Koncert na orkiestrę, składa się z dwóch wolnych części – Adagio, Misterioso i Adagio – Anton Bruckners Himmerfahrt. Nie wydaje mi się, aby utwór Skrowaczewskiego był w stanie przegonić z sal koncertowych koncerty na orkiestrę Bartóka i Lutosławskiego. Jest na to stanowczo zbyt mało efektowny. Kompozytor skupia się tu na stworzeniu pewnego mrocznego, rzekłbym wręcz nocnego kolorytu brzmienia, nastroju skupionego i niezbyt efekciarskiego. Zwłaszcza druga część, będąca swoistym hołdem wobec muzyki Brucknera, wskazuje na duchowe powinowactwo obu kompozytorów. Zwraca uwagę przebogata i wykorzystana w piękny sposób sekcja perkusji, zawierająca tak egzotyczne instrumenty jak tajskie gongi czy boobam. Nie bez znaczenia jest fakt, że Skrowaczewski kieruje tu Minnesota Orchestra, zespołem z którym zżył się bardzo i z którym przez wiele lat pracował.
Kolejny album, wydany z okazji 85. urodzin artysty, nosi tytuł Skrowaczewski. The Composer. Na krążku znajdują się trzy kompozycje – Muzyka nocą, Fantazja na flet i orkiestrę Il piffero della Notte i Symfonia [2003]. Skrowaczewski dyryguje tutaj Deutsche Radio Philharmonie Saarbrücken Kaiserslautern, zespołem z którym pracował przez wiele lat i z którym nagrał wiele świetnych płyt. Muzyka nocą to bardzo wczesne dzieło. Powstało w 1949 roku na motywach baletu Ugo i Parisina. W tym czteroczęściowym utworze Skrowaczewski dowodzi maestrii w budowaniu nastroju niesamowitości i grozy. Spore znaczenie ma mroczny koloryt dzieła, sugestywna orkiestracja i dysonansowa harmonia, oparta w znacznej mierze na brzmieniach sekundowych, septymowych i nonowych. To chyba mój ulubiony utwór Skrowaczewskiego, a i sam kompozytor musiał go lubić, gdyż powracał do niego kilkukrotnie i wprowadzał ciągle nowe poprawki. Fantazja Il piffero della Notte (Grajek nocy) wzięła tytuł od spotkania Skrowaczewskiego i flecisty Severino Gazzelloniego, który w rozmowie z nim określił się właśnie mianem il piffero. Dyrygent zapamiętał to i kiedy w wiele lat później pisał ten utwór – nawiązał zarówno do tego określenia, jak i do swojej ulubionej pory dnia. Wszystkie trzy części fantazji grane są attacca. Wiele tu momentów, w których można podziwiać zarówno wirtuozerię partii solowej, co wykwintną orkiestrację. Wielokrotnie zdarza się, że flet gra tu przy akompaniamencie perkusji lub harfy. Intrygujące rozwarstwienia rejestrów oferuje część druga – Aria i passacaglia. Usłyszymy tu instrument solowy któremu towarzyszą tylko kontrabasy lub puzon. Również harmonia tego utworu nie jest oczywista i nieraz Skrowaczewski razi uszy słuchacza dysonansowych współbrzmieniami. Niemniej mroczne i niepokojące jest przesłanie Symfonii [2003]. Skrowaczewski poświęcił ten utwór pamięci przyjaciela, Kennetha Daytona i zaopatrzył go w cytat z Pieśni jesiennej ze zbioru Kwiaty zła Charlesa Baudelaire’a (cytat w przekładzie Zofii Trzeszczkowskiej):
Wkrótce nas chłód ogarnie wraz z mrokiem zimowym;
Żegnaj żywa jasności zbyt krótkiego lata!
Symfonia jest utworem, który sam Skrowaczewski najbardziej cenił i lubił. Wcale mu się nie dziwię – to zwarta, dramatyczna kompozycja, ciekawie orkiestrowana. Wiele tu upiornych, tajemniczych pasaży, od słuchania których cierpnie skóra. Duża w tym zasługa sekcji perkusji, zwłaszcza ksylofonu i wibrafonu. Cała druga część, krótkie i dynamiczne Scherzo to, jak przyznawał Skrowaczewski, „mój Danse macabre„. Wprawne ucho wychwyci tu również aluzje do Concerto Nicolò. Nie oczekujcie po zakończeniu radosnej afirmacji. Rozpływa się ono w najniższych rejestrach orkiestry, najciszej jak można zatapia się w mroku. Jeśli miałbym szukać jakiegoś wspólnego mianownika dla tych trzech kompozycji – to powiedziałbym, że jest to głębia i mrok. Przekonajcie się sami.
Ostatni album, o którym chciałem Wam dziś opowiedzieć to Skrowaczewski’s World. Chamber Music of Stanisław Skrowaczewski. Również tutaj odnajdziemy trzy kompozycje. Dwie z nich powstały dla tria smyczkowego Ensemble Capriccio, które też je tu wykonuje. W Musica a Quattro brzmienie tria smyczkowego wzbogacone jest brzmieniem klarnetu (w tej roli Burt Hara). Mamy tu pięć kontrastujących ze sobą pod względem temp i nastrojów części. Muszę przyznać, że klarnet zgrał się ze smyczkami bardzo dobrze. Jego niski rejestr znakomicie współbrzmi z dźwiękami altówki, a wysoki ze skrzypcami. Szczególnie atrakcyjna jest trzecia część – Cadenze capricciose, zaskakująca lekkim tonem i zgrabnym wykorzystaniem każdego instrumentu. Również Trio smyczkowe składa się z pięciu części, jednak tutaj kontrasty pomiędzy poszczególnymi odcinkami są jeszcze bardziej wyraźne niż w poprzednim utworze. Misterioso, Adagietto, Scherzando, Adagio amoroso i Furioso składają się na opowieść, w której każdy z instrumentów może się poszczycić rozbudowaną i dobrze się uzupełniającą rolą. Fantasie per Sei jest przeznaczona na intrygujący skład: do tria smyczkowego dołącza bowiem brzmienie uwielbianego przez Skrowaczewskiego oboju, fortepianu i kontrabasu. Połączenie daje ciekawe efekty kolorystyczne, sprawiając, że jest to najciekawsza i najbardziej emocjonalna z kompozycji zawartych na tym krążku.
Jeśli chodzi o inne kompozycje Skrowaczewskiego – wspomniana już przeze mnie Passacaglia Immaginaria jest dziełem intrygującym. Również tu słuchacz znajdzie ciekawą orkiestrację i specyficzny nocny klimat przesączający się z Jego najlepszych kompozycji. Posłuchajcie sami:
Mało kto wie, że Skrowaczewski był też autorem orkiestracji Toccaty i fugi d-moll BWV 565 Jana Sebastiana Bacha. Jego wersja, podobna w kilku miejscach do (nie)sławnej aranżacji Stokowskiego, zawiera kilka ciekawych rozwiązań. Posłuchajcie nagrania live z Orchestre National de l’ORTF z 1969 roku:
Świadomie zdecydowałem się na to żeby w tym tekście nie zajmować się biografią Maestro Skrowaczewskiego. Są bowiem na rynku dwie pozycje, po które powinien sięgnąć każdy, kogo postać tego artysty choć trochę bardziej interesuje. Pierwsza, zatytułowana Byłem w niebie, to zapis wywiadów jakie ze Skrowaczewskim przeprowadziła Agnieszka Malatyńska-Stankiewicz. Początkujący fan artysty znajdzie tu podstawowe informacje na temat Jego życia, twórczości i poglądów.
Jeśli jednak chcesz dowiedzieć się więcej na temat tej postaci, a przy okazji przeczytać świetnie napisaną, przebogatą w fakty książkę, to polecam Ci Seeking the Infinite. The Musical Life of Stanisław Skrowaczewski Fredericka Edwarda Harrisa Jr. Pozycja nie doczekała się niestety polskiego tłumaczenia, ale mam nadzieję, że to tylko kwestia czasu. Autorowi udało się nie tylko przedstawić ogromną ilość faktów z życia Skrowaczewskiego, ale co ważniejsze, przedstawić je w sposób, który bardzo przybliża Jego postać i sposób myślenia. Nie sztuką jest wyliczyć fakty, ale stworzyć z nich spójną i wciągającą opowieść – już tak. Mam podkreślone całe długie fragmenty tej książki, do których wracam, kiedy chcę przypomnieć sobie, czym powinna być muzyka. Cytuję w oryginale:
To me, art is a dialogue with the unknown. This dialogue encompasses all fundamental human concerns – such as the meaning of life and death, love and cruelty, sacrifice and redemption – in the constant hope of knowing that which cannot be known. Art thrives on metaphysical ideas, which I believe are as old as human consciusness. A great work of art, reflecting the powerful intellect and the compelling imagination of its creator, elicits from us metaphysical shiver as it confronts us with a vision of ultimate reality.
Również w kwestii celu uprawiania muzyki przemyślenia Skrowaczewskiego są wyjątkowo trafne i głębokie. Kiedy czyta się coś takiego, trudno powstrzymać się od refleksji, że tak właśnie powinno być. Zobaczcie:
As a conductor and musician I am even more deeply concerned with the question: „What is the real interior goal of our music making?” Obviously, this goal is, or should be, to satisfy our hunger of aestetic truth. But… how are we able to find the satisfaction? Whether we know it or not, the satisfaction of this hunger is the controlling principle of our lives as artists. May I submit to you that the achievement of this goal depends upon a sense of permenent artistic responsibility and upon absolute musical integrity in our playing. Musical integrity means not only technical perfection but also, in the words of Casals, „the ability to bring to life what is written.”
Przeczytałem Seeking the Infinite kiedy przygotowywałem się do wywiadu ze Skrowaczewskim i zabrałem książkę ze sobą, dlatego też strona tytułowa mojego egzemplarza wygląda tak:
To dla mnie prawdziwy skarb.
Jeśli chcesz choć chwilę poczuć, jak to było przebywać ze Skrowaczewskim i rozmawiać z Nim, obejrzyjcie te dwa krótkie wywiad. Jest w nich wszystko – miłość i głębokie, twórcze zainteresowanie tym, co robił, autentyczne ciepło i dobroć. Najpierw materiał z okazji koncertu w Göteborgu:
A tutaj materiał zrealizowany podczas wizyty Skrowaczewskiego w São Paulo:
Taki właśnie był. Można oczywiście czuć smutek, że nie spotka się Go nigdy więcej i nie usłyszy się jak dyryguje. Ale przemijanie jest naturalne, dlatego też zamiast smucić się z powodu Jego odejścia powinniśmy cieszyć się, że dane mu było przeżyć życie tak długie, bogate i spełnione. Mógł zainspirować każdego, kto tylko się z Nim zetknął. Jestem wdzięczny losowi, że chociaż przez krótką chwilę dane mi było zetknąć się z Nim, porozmawiać, a także patrzeć i słuchać jak robił to co najbardziej w życiu kochał.
Zdjęcie na górze strony wykonał Jakub Siemiączko podczas koncertu w Filharmonii Narodowej w Warszawie w grudniu 2014 roku.
Skrowaczewski jest nieśmiertelny. Odszedł wielki artysta. Na szczęście pozostały nagrania.