Szeherezada Rimskiego-Korsakowa – część trzecia

Zgodnie z obietnicą – ten wpis będzie poświęcony tylko i wyłącznie nagraniom dyrygentów rosyjskich. Kondraszyn, Rostropowicz, Swietłanow, Gołowanow i Giergijew – jak oni rozumieli Szeherezadę? Czy jest coś, co sprawia, że nagrania dyrygentów rosyjskich w jakikolwiek sposób odróżniają się od nagrań dyrygentów innych narodowości? Posłuchajmy i sprawdźmy!

 

71-lvZr5YEL._SL1078_Wyobraźmy sobie bowiem krewkiego rosyjskiego maestro, Kiryłła Kondraszyna i amsterdamską Concergebouw – jedną z najlepszych orkiestr świata, słynną z niezwykłej barwy brzmienia. Co powstało z tej pozornie niepasującej do siebie mieszanki? Rezultat jest zaskakujący – Kondraszyn powściąga swój legendarny temperament, tak doskonale widoczny w jego nagraniach dzieł Szostakowicza, i wykorzystuje potencjał orkiestry jaką miał do dyspozycji. Nie jest to nagranie wybitnie energiczne – Kondraszyn daje od siebie taki ładunek emocji, jaki jest potrzebny muzyce. Daje również poczucie naturalnego i spontanicznego przepływu. Pozwala muzyce mówić samej za siebie. Akustyka amsterdamskiej sali jest znakomita – przestrzenna, pozwalająca muzyce wybrzmieć w naturalny sposób. Myliłby się jednak ten, kto uznałby, że Kondraszyn nie pozwolił sobie na kilka indywidualnych pomysłów. Posłuchajcie, jak dyrygent kształtuje kulminacje w pierwszej części – zamiast figuracji smyczków podkreśla tryle drewna:

 

Posłuchajcie części drugiej i sposobu, w jaki temat sułtana burzy narrację. Puzon wykonuje swoją partię powoli i majestatycznie, a trąbka con sordino – szybko, jakby go przedrzeźniając:

 

Posłuchajcie wreszcie solówek klarnetu i fagotu – sposób kształtowania fraz, lekkie zawahania tempa i barwy – budzą szczery zachwyt:

 

Część trzecia również płynie w naturalny sposób, chociaż kilka szczegółów wydało mi się zamazanych:

 

Czwarta część zagrana jest płynnie i bez zbędnych udziwnień:

 

Nie zapadło mi w pamięć solo w wykonaniu Hermana Krebbersa – było, o ironio, zbyt dyskretne i mało wyróżniające się z tła. Również linia basowa jest słabo podkreślona, co niestety odbiera moc kilku fragmentom. Bardzo dobre nagranie, a pod względem solówek drewna – zachwycające.

Kiryłł Kondraszyn/Herman Krebbers, Concertgebouw Orchestra, 1979, I – 10:10, II – 12:08, III – 9:37, IV – 12:21 [44:21], Decca


9194CNjzJeL._SL1377_

 

Bardzo odmienne jest nagranie Mścisława Rostropowicza z Orchestre de Paris. Rosyjskiego artystę pamięta się przede wszystkim jako wiolonczelistę, co przekłada się na jego upodobanie do eksponowania kantylenowych melodii smyczków, granych pełnym i ciepłym dźwiękiem. Jego Szeherezada staje się przez to liryczna i poetycka, ale ma to też swoje wady. Przede wszystkim dźwięk francuskiej orkiestry jest dość zbity i mało selektywny, przez co pewne detale giną w masie brzmienia, zwłaszcza w kulminacjach. Nawet solo skrzypiec jest tu raczej wplecione w resztę orkiestry niż eksponowane.

 

Ciekawe rzeczy dzieją się w drugiej części – w odcinku Vivace scherzando flażoletowy akompaniament smyczków jest nadzwyczaj dobrze słyszalny, co nadaje temu fragmentowi wiele charakteru:

 

Posłuchajcie przepięknych, z lekka przeciągniętych kulminacji w części trzeciej:

 

Jeśli do tej pory pisałem o Szeherezadzie Rostropowicza przede wszystkim w kontekście liryzmu, wygładzania brzmienia i może odrobinę przytłumionej ekspresji – to dotyczy to tylko trzech pierwszych części. Święto w Bagdadzie to zupełnie inna historia – tutaj gra jest dynamiczna, akcenty ostre i gwałtowne, a Rostropowicz w kulminacjach jeszcze orkiestrę pogania, wzmagając napięcie. Ukoronowaniem tej części jest scena burzy na morzu, majestatyczna i powolna, zagrana przepysznym, pełnym dźwiękiem, z doskonale uwypuklonymi glissandami harf. Pod koniec tego odcinka Rostropowicz zwalnia, przygotowując się do właściwej kulminacji, z POTĘŻNYM uderzeniem tam-tamu, który wybrzmiewa nadspodziewanie długo:

 

Muszę powiedzieć, że rosyjski maestro świetnie to sobie zaplanował – nie odkrył wszystkich kart naraz, a raczej powoli i niepostrzeżenie angażował mnie w słuchanie, stopniowo podnosząc napięcie. Niezwykła kreacja – bardzo mi się podobała! 😉

Niestety – nie znalazłem nagrania ani na Youtube ani na Spotify.

Mścisław Rostropowicz/Luben Yordanoff, Orchestre de Paris, 1974, I – 11:32, II – 12:55, III – 10:27, IV – 12:49 [47:41], Warner

 

61ufIHljjnL

 

 

 

 

 

Jewgienij Swietłanow nie jest tak subtelny  jak Rostropowicz.–Akcja rozpoczyna się w jego nagraniu w ostry i zdecydowany sposób, a już kulminacje w pierwszej części są charakterne i potężne, z mocno zaakcentowanym huczącym dźwiękiem kotłów. Nie jest to zbyt subtelne, ale na pewno porywające i mocno angażujące:

 

Intrygująco brzmi sekcja blachy – waltornie i puzony grają ze staromodnym, teraz już praktycznie niespotykanym vibratem:

 

Pełnia dźwięku podobna jak u Rostropowicza, ale jednak nagranie jest bardziej selektywne. Solo Heinricha Friedheima również jest pełne i bogate, a harfa, a akompaniament harfy głośny i wyrazisty:

 

Część trzecia zawiera kilka niespodzianek  – świetną solówkę klarnetu, a także mocny i pewny dźwięk smyczków, znakomicie zresztą artykułowany:

 

Zwraca uwagę przestrzenna akustyka sali, w której odbywały się sesje, ale niestety sama jakość nagrania nie zachwyca. Wszelkie kulminacje, a już zwłaszcza tutti, są przesterowane. Pomimo tego – interpretacja wciąga, zwłaszcza w finale wykonanie Swietłanowa jest ogniste i ciekawe:

 

Jeśli, drodzy Czytelnicy, nie przeszkadza Wam trochę staroświecki dźwięk – to nagranie polecam.

 

Jewgiennij Swietłanow/Heinrich Friedheim, USSR Symphony Orchestra, 1969, I – 10:53, II – 11:42, III – 10:10, IV – 12:20 [44:59], RCA

 

31xbbps3z5l

 

Nie było to jednak ostatnie słowo Swietłanowa w kwestii interpretacji tego utworu. Kolejne nagranie do którego udało mi się dotrzeć to rejestracja live z Royal Festival Hall. Tym razem dyrygent kierował angielskim zespołem – London Symphony Orchestra. Jak sprawdza się ten mariaż? W pierwszej części morze, po którym sunie okręt Sindbada, jest zaprezentowane w niespieszny, spokojny i majestatyczny sposób. Jego potęga jest raczej zasugerowana niż ukazana wprost, a wszelkie kulminacje i odcinki tutti wydały mi się lekko niedograne, tak jakby Swietłanow oszczędzał siły na później. Przepięknie wypadły za to wszystkie pasaże w wolnym tempie. Są zagrane z dużym wyczuciem, ciepło i lirycznie:

 

Dużo bardziej skontrastowana jest druga część, która po powolnym wstępie rozpędza się i nabiera rumieńców, a powolne i liryczne odcinki kontrastują z zagranymi szybko i stanowczo odcinkami tutti:

 

W trzeciej części wyróżniają się przepięknie brzmiące wiolonczele:

 

Sposób, w jaki Swietłanow wyłapuje zmysłową atmosferę tej części, wszystkie zawahania tempa i nastroju, jest po prostu cudowny:

 

Z rozmarzenia wyrywa ostre i stanowcze rozpoczęcie czwartej części. Dyrygent prowadzi ją szybko i energicznie, ale akustyka sali i długi pogłos dają się we znaki, a wiele detali umyka. Niemniej jednak ostro artykułowane rytmy przykuwają uwagę i brzmią ekscytująco:

 

Jewgienij Swietłanow, London Symphony Orchestra, 1978, I – 11:21, II – 12:38, III – 11:53, IV – 12:59 [48:51], BBC Legends

Na Youtube udało mi się niestety znaleźć tylko trzecią część, ale jeśli coś z interpretacji Swietłanowa jest najbardziej wartościowe, to właśnie to:

 

 

516hKwdZ4dL._SS280O ile jednak zarówno Kondraszyn, jak i Rostropowicz i Swietłanow pozostawili po sobie nagrania Szeherezady względnie obiektywne, to w nurcie rosyjskim istnieje nagranie postaci tyleż intrygującej co tragicznej. Mam na myśli Nikołaja Gołowanowa, artystę, którego styl wykonawczy jest rozpoznawalny w zasadzie od razu. Gołowanow był przez wiele lat dyrektorem moskiewskiego Teatru Bolszoj, ale został odsunięty ze stanowiska na rozkaz Stalina, niezadowolonego z decyzji repertuarowych dyrygenta, ośmielającego się wykonywać dzieła Rachmaninowa i zatrudniać przy swoich produkcjach śpiewaków pochodzenia żydowskiego. Tym sposobem jeden z najbardziej wpływowych i utalentowanych dyrygentów swoich czasów znalazł się na marginesie oficjalnego życia muzycznego, a po śmierci został niemal całkowicie zapomniany. Nagrań pozostało po nim niewiele, a każde jest na wagę złota. Jego Szeherezada jest tym ciekawsza, że o ile zazwyczaj partie solową skrzypiec wykonuje koncertmistrz, to w tym nagraniu powierzona została… Dawidowi Ojstrachowi. Trzeba przyznać, że połączenie to intrygujące… Jak już wspomniałem – pozostali Rosjanie z mojego zestawienia pozostawili po sobie interpretacje emocjonalne, ale zasadniczo wierne partyturze Rimskiego-Korsakowa. A Gołowanow? Jego dewizą powinno być: „trzymanie się partytury to coś, co zdarza się innym”. Podejście potencjalnie samo w sobie niezbyt budujące, zwiastujące decyzje samowolne i arogancję w stosunku do kompozytora i wykonywanego utworu. Tak się jednak nie dzieje, a to dzięki talentowi Gołowanowa. Tempa, dynamika i frazowanie – wszystkie te trzy elementy są tutaj potraktowane na świeżo, a ja czułem się tak, jakbym słyszał Szeherezady po raz pierwszy. To niesamowicie wybuchowa, temperamentna kreacja, przy której większość innych wykonań wypada blado. Gołowanow wydaje się być w muzyce w sposób daleko bardziej zaangażowany i namiętny, osiągając poziom napięcia, który staje się momentami niemal niemożliwy do wytrzymania. Ojstrach dostraja się do jego wizji, a orkiestra gra jak natchniona, technicznie zresztą fenomenalnie. Zwłaszcza sekcja blachy ma tu wiele do powiedzenia, a sposób, w jaki trąbki realizują szybkie przebiegi w finale to temat na osobny artykuł. Kreacja Gołowanowa jest gwałtowna, chwilami brutalna, zawsze fascynująca. Sposób kształtowania przez niego tempa, płynne zawahania w ramach poszczególnych sekcji, pauzy w miejscach, w których się ich kompletnie nie spodziewałem – wszystkie te elementy składają się na nagranie niezwykłe i jedyne w swoim rodzaju. Nawet zła jakość dźwięku i przesterowane kulminacje nie przeszkadzają cieszyć się tego typu interpretacją.

Posłuchajmy pierwszej solówki Ojstracha:

 

Kulminacja w pierwszej części:

 

Podobnie zróżnicowana jest druga część. Posłuchajmy zakończenia:

 

Trzecia część jest wstrząsająco intensywna:

 

Posłuchajcie pauzy, którą Gołowanow wstawił w czwartej części. Porównajcie ją z interpretacją Swietłanowa:

 

Posłuchajmy też trąbek w czwartej części, o których pisałem wcześniej:

 

Nikołaj Gołowanow/Dawid Ojstrach, Bolshoi Theatre Orchestra, 1950, I – 10:05, II – 11:49, III – 10:55, IV – 11:22 [44:07], Boheme

 

61armklnyflWielu z Was może być ciekawych jak to co napisałem do tej pory ma się do nagrania dyrygenta, uznawanego przez wielu krytyków za jednego z najwybitniejszych obecnie mistrzów batuty. Jak ma się nagranie Walerija Giergijewa do nagrań Kondraszyna, Rostropowicza, Swietłanowa i Gołowanowa?  To bardzo romantyczna w wyrazie interpretacja, oparta na dużych kontrastach tempa i nastrojów. Wiele w niej momentów ekscytujących i porywających, wiele też niestety wad, miejsc niedopracowanych z punktu widzenia dramaturgii i reżyserii dźwięku. Sala, w której zrobiono to nagranie, ma bardzo długi pogłos, co sprawia, że wszelkie fragmenty tutti czy te utrzymane w szybkim tempie (a wierzcie mi, dyrygent uwielbia je podkręcać) są zwyczajnie zamazane. Giergijew rozpoczyna Szeherezadę podobnie jak Swietłanow w swoim drugim nagraniu. Tematowi sułtana brak ostrości i stanowczości, a wszystkie obrazy morza wydają się niedograne, są też zagrane momentami niechlujnie. Solo skrzypiec jest dla odmiany zagrane powoli, z ogromnym wyczuciem:

 

Część pierwsza buduje się powoli, ale napięcie nigdy nie osiąga wysokiego pułapu. Najlepiej prezentują się fragmenty o solowej obsadzie, utrzymane w wolnym tempie:

 

Druga część jest momentami kompletnie nieprzewidywalna, a gwałtowne zwroty akcji i przyspieszenia robią duże wrażenie:

 

Nierówna jest część trzecia. Giergijew pokazuje nam wiele detali w partii akompaniamentu, jak choćby iskrzące skrzypce tutaj:

 

Z drugiej jednak strony wiele tu patosu i egzaltacji:

 

Finał prowadzi Giergijew w zawrotnym tempie, a wiele tu fragmentów zagranych dużo szybciej niż w jakimkolwiek innym nagraniu:

 

Minusem jest jednak utrata klarowności, w większości przypadków słyszymy tylko główne linie smyczków. Również tutaj napięcie nie jest zbudowane zbyt umiejętnie, a kiedy dochodzi do wielkiej kulminacji, nie jest wystarczająco dobrze zaakcentowana i przechodzi bez echa. Swoje trzy grosze dodaje też długi pogłos:

 

Werdykt? Bardzo nierówna interpretacja, momentami samowolna i elektryzująca, momentami potwornie irytujące. Nie najlepsza gra orkiestry i kiepska akustyka sali nie polepszają sprawy.

Walerij Giergijew/Siergiej Lewitin, Kirov Theather Orchestra, 2001, I – 10:29, II – 12:25, III – 11:00, IV – 11:55 [46:00], Decca

 

Czy jest jakiś wspólny mianownik łączący nagrania Szeherezady pod batutą dyrygentów rosyjskich? Nie wydaje mi się, żeby była to prawda. Nie wszystkie interpretacje są bowiem zagrane tak, jak pozornie można by się tego spodziewać, to znaczy uczuciowo, z sercem na rękawie. Interpretacja Kondraszyna jest chłodna i zdystansowana, Rostropowicz co prawda preferuje ciepły i miękki dźwięk, ale jest raczej liryczny niż dramatyczny. Nagrania Swietłanowa i Gołowanowa są najbardziej temperamentne i energiczne. Również Giergijew pozostawił po sobie indywidualną kreację, ale niektóre pomysły są niezbyt trafione, a jakość dźwięku potrafi rozczarować.

2 thoughts on “Szeherezada Rimskiego-Korsakowa – część trzecia

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.