Thomas Dausgaard & Jakob Kullberg w Narodowym Forum Muzyki

Thomas Dausgaard to duński dyrygent specjalizujący się w wykonywaniu muzyki kompozytorów pochodzących ze swojej ojczyzny. Rozgłos zyskał nagraniami utworów Rueda Langgaarda (o jego interpretacji Muzyki sfer pisałem TUTAJ), Carla Nielsena, Pera Nørgårda czy Asgera Hamerika. Program piątkowego koncertu artysty w Narodowym Forum Muzyki także zawierał duński akcent, znalazły się w nim także dzieła francuskie i czeskie.

Na pierwszy ogień poszedł Nagrobek Couperina Maurice’a Ravela, a więc dzieło popularne, wykonywane i nagrywane często. Wykonanie pod dyrekcją Dausgaarda było staranne cieniowane pod względem dynamiki, co dało znakomite rezultaty, sprawiało że ta delikatna muzyka brzmiała wielowymiarowo i subtelnie, płynęła przy tym naturalnie i swobodnie, a kończący krótką suitę Rigaudon był z kolei ostry, stanowczy i rytmiczny. Orkiestra cieniowała starannie, szkoda tylko że podobnej atencji nie poświęcono intonacji. W drewnie trafiło się kilka kiksów, zwłaszcza w pierwszej i czwartej części.

II Koncert wiolonczelowy Thomasa Agerfeldta Olesena zabrzmiał podczas tego wieczoru po raz pierwszy w Polsce. Urodzony w 1969 roku duński kompozytor przyznaje się do inspiracji muzyką polską, twórczość Witolda Lutosławskiego nazwał zresztą swoim „kompasem estetycznym”. Kształcił się u Henryka Mikołaja Góreckiego, a w młodości fascynowały go także dzieła Krzysztofa Pendereckiego. Partię solową wykonał w tym utworze Jakob Kullberg. Cóż, nie był to utwór zbyt zajmujący. Miało się wrażenie jakby kompozytor chciał tam upchnąć jak najwięcej pomysłów, ale kwestią dyskusyjną pozostaje, czy były to pomysły dobre… Mieliśmy tam więc ostre, mroczne wejścia blachy w niskim rejestrze, a też i rytmiczne, potężne wejścia perkusji (kotłów i wielkiego bębna), które były chyba najlepsze z całego utworu. Partia wiolonczeli była potraktowana po macoszemu. Powolny wstęp nie zapadał w pamięć, a później instrument solowy miał do zagrania parę migotliwych flażoletów, a potem jeszcze śpiewną melodię (symboliczny powrót do korzeni muzyki?), na której zresztą cały utwór niespodziewanie się urwał. Nie wróżę tej kompozycji wielkiego sukcesu, nie ma w niej bowiem zbyt wielu zapadających w pamięć pomysłów, a partia solowego instrumentu jest nieciekawa. Oklaski po wykonaniu tego dzieła były raczej skąpe, więc publiczność najwyraźniej też nie była urzeczona. Kullberg wykonał na bis swoją piosenkę do słów Williama Butlera Yeatesa, do której akompaniował sobie grając pizzicato trzymaną na kolanach wiolonczelą. Było to bardziej interesujące niż cały trwający ponad dwadzieścia minut koncert Olesena. Artyści nagrali to dzieło, więc będzie można na własne uszy przekonać się co i jak, chociaż nie ukrywam że wolałbym posłuchać Kullberga w innym repertuarze, bo wydaje się być ciekawym wykonawcą.

VI Symfonia D-dur Antonína Dvořáka należy do rzadziej granych jego dzieł tego gatunku. Mam z tym utworem pewien problem. O ile bardzo podobają mi się dwie ostatnie części, o tyle dwie pierwsze od zawsze wydawały mi się nijakie. Jednym uchem wpadały, a drugim natychmiast wypadały, i to niezależnie od tego, czyjego nagrania słuchałem. Kubelik, Ančerl – czułem się tak samo uśpiony. Dausgaardowi nie tylko nikogo nie uśpił, a to dzięki konsekwentnie szybkim tempom. W pierwszej części utrzymywał przez cały czas żywą, wyrazistą pulsację. Nie było tam ani chwili nudy, ani jednej niepotrzebnej czy przeciągniętej nuty. Także część druga była bardzo konkretna, nie było tam żadnego rozpływania się w nastrojach. Muzyka była śpiewna, liryczna, ale jednocześnie i wyrazista. Rzecz jasna wyrazisty był także Furiant – zadziorny, dynamiczny i skoczny. Jedyny zarzut można tu było mieć do waltorni, którym zdarzyło się rozjechać w pewnym momencie. Finał? Również żywy i energiczny, z bardzo szybkim zakończeniem. Cała Symfonia była ponadto w bardzo ciekawy sposób cieniowana pod względem dynamiki. Słuchać było że dyrygent miał na nią pomysł, a orkiestra naprawdę solidnie popracowała. Dausgaard dyrygował subtelnie, ruchami bardzo oszczędnymi, tylko w momentach kulminacyjnych pozwalając sobie na pokazanie większych emocji. Pokazał klasę dyrygencką, pokazała ją także orkiestra, zwłaszcza w Szóstej Dvořáka.

 

foto. Karol Sokołowski/NFM

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.