Przed poznaniem tego wydawnictwa nie znałem wszystkich sonat Siergieja Prokofiewa. Ale ponieważ jest to świetny kompozytor, natychmiast skorzystałem z okazji aby zmienić ten stan rzeczy. Trafiłem ostatnio na wydawnictwo zawierające wszystkie dzieła tego gatunku w interpretacji Vladimira Ovchinnikova, pianisty wcześniej mi nieznanego.
Nie samymi sonatami człowiek żyje. Pierwszy krążek otwiera Toccata op. 11, wirtuozowski i arcyciekawy utwór z awangardowego okresu w twórczości Prokofiewa (powstał w 1912 roku). Następne są fragmenty z baletu Cinderella op. 95 i op. 102, w sumie dziewięć części. To już znacznie późniejsze rzeczy i zupełnie inna stylistyka. Więcej tu liryzmu i śpiewności niż ostrej rytmiki.
Jednoczęściowa I Sonata powstawała w latach 1907-1909. To dzieło dość rozczarowujące. Sam Prokofiew określił później tę sonatę jako „naiwną” – i coś jest na rzeczy. Więcej tu odprysków z muzyki Skriabina i Schumanna niż prawdziwego Prokofiewa.
Druga jest już dziełem znacznie ciekawszym. Nadal słychać tu echa romantyzmu, ale kompozytor łypie tu już z zaciekawieniem w stronę awangardy i łapczywie przyswaja jej zdobycze w zakresie harmonii czy rytmiki.
Trzecią i Czwartą łączy fakt, że Prokofiew skomponował je na bazie szkiców wcześniejszych kompozycji, stąd też podtytuł obu sonat – Ze starego notatnika. III Sonata jest jednoczęściowa, a dwie zasadnicze myśli są silnie skontrastowane – pierwsza energiczna i motoryczna, druga łagodna i liryczna, bardzo semplice e dolce. IV Sonatę kompozytor zadedykował pośmiertnie pamięci bliskiego przyjaciela, Maximiliana Schmidthofa, który zmarł tragicznie w fińskich lasach w kwietniu 1913 roku. Prokofiew otrzymał od niego list, w którym Schmidthof poinformował go, że właśnie popełnił samobójstwo. Ciało znaleziono dopiero po kilku miesiącach. Być może z powodu tych wydarzeń dwie z trzech części sonaty rozpoczynają się w tak mroczny sposób – od pomruków w najniższych rejestrach fortepianu, które nadają również mroczno-melancholijnego uroku drugiej części – Andante assai.
Piątą Prokofiew napisał w Ettal, w Alpach Bawarskich, w 1923 roku. Wrócił do tego utworu na krótko przed śmiercią i solidnie go przerobił, stąd też numer opusowy dużo późniejszy od następnych sonat (początkowo 38, później 135). Owa przerobiona wersja cieszy się większą popularnością niż oryginał i ją też nagrał Ovchinnikov. Język muzyczny jest tu spokojny i łagodny, delikatny i liryczny, prawie pozbawiony ostrej rytmiki, będącej znakiem rozpoznawczym Prokofiewa.
Jeśli zaś komu język muzyczny tego dzieła wyda się mdły i zbyt mało pikantny – ten ma do dyspozycji sonaty od Szóstej do Ósmej, a więc tak zwane sonaty wojenne. Dzieła to nie tylko piekielnie trudne do wykonania, ale też ostre, agresywne i bezkompromisowe. Od pierwszych dźwięków otwierających VI Sonatę wiadomo, że sielanka to nie będzie. Ostra rytmika, eksponowanie cierpkiego brzmienia trytonu i nieustanne modulacje dają wrażenie niestabilności, dzikiej brutalnej energii, która po prostu rozsadza tę muzykę. Motto powraca w ostatniej części, spinając dzieło mocną klamrą.
W podobnej stylistyce utrzymana jest trzyczęściowa VII Sonata. Ogromny jest kontrast pomiędzy początkowym kościstym Allegro inquieto a następującym po nim, lekko jazzującym Andante caloroso, które wydaje się pochodzić z zupełnie innego świata. Całość wieńczy ostre i agreswyne Precipitato.
VIII Sonata uważana jest przez wielu badaczy i wykonawców za największe osiągnięcie Prokofiewa w dziedzinie pianistyki. Co nie znaczy, że jest to łatwy utwór. Wprost przeciwnie! Na wykonawcę czekają tu iście diabelskie trudności, a nie mniejszym wyzwaniem jest to dzieło dla odbiorcy. W obu przypadkach wysiłek się jednak opłaca, bo choć Ósma jest trudna, to jest też w tym wszystkim piękna i poruszająca. Nie brak tu znanych z dwóch wcześniejszych sonat motorycznych rytmów, ale bardzo piękna jest też druga część – Andante sognando, urokliwa, otwierana przez powracający raz za razem gest melodyczny który przynosi skojarzenia z Symfonią klasyczną.
IX Sonata to późne dzieło kompozytora, utwór w którym zrezygnował z wirtuozerii na rzecz pogłębienia wyrazu, elegancji i prostoty. Utwór może się nawet wydawać introwertyczny, zwłaszcza w porównaniu do trzech poprzednich sonat.
Wykonania Vladimira Ovchinnikova są bardzo dobre. Dobrze czuje muzykę, stara się przy tym nie narzucać zbyt silnie swojej wizji. Na plus należy zaliczyć to, że jest lojalny w stosunku do kompozytora, na minus zaś, że jego wykonania raczej nie wstrząsną ani nie przykują uwagi charyzmą wykonawcy. Raczej więc w pamięci zostaje sama muzyka niż jej wykonanie. Po wysłuchaniu VI Sonaty w interpretacji Ovchinnikova puściłem sobie nagranie Ivo Pogorelića… Czuć różnicę między sposobami grania i efektem, jaki wywiera muzyka, ale czy to zarzut w stosunku do rosyjskiego pianisty? Bynajmniej, bo w tym co robi jest uczciwy! Wykonań słucha się z przyjemnością. Polecam!
Toccata op. 11
3 utwory z Cinderelli op. 95
6 utworów z Cinderelli op. 102
I Sonata f-moll op. 1
II Sonata d-moll op. 14
III Sonata a-moll op. 28 Ze starego notatnika
IV Sonata c-moll op. 29 Ze starego notatnika
V Sonata C-dur op. 135 (wersja po rewizji)
VI Sonata A-dur op. 82
VII Sonata B-dur op. 83
VIII Sonata B-dur op. 84
IX Sonata C-dur op. 103
Vladimir Ovchinnikov – fortepian
Warner Classics