Yuja Wang & Simon Rattle w Rudolfinum

Nie miałem do wczoraj okazji wysłuchać na żywo gry Yuji Wang, urodzonej w 1987 roku chińskiej pianistki. Przyszła na świat w Pekinie, gdzie rozpoczęła edukację muzyczną, ale chyba najważniejszym jej etapem były studia u Garry’ego Graffmana w Curtis Institute of Music w Filadelfii. Potem już poszło, a lista orkiestr i dyrygentów, z którymi współpracowała Wang, jest niezwykle długa. W Pradze pianistka wystąpiła z Simonem Rattlem, który regularnie dyryguje Orkiestrą Filharmonii Czeskiej, a w środę został też ogłoszony głównym dyrygentem gościnnym praskiej orkiestry.

Wang zaproponowała słuchaczom III Koncert fortepianowy d-moll Siergieja Rachmaninowa. Zna ten repertuar na wylot – w styczniu zeszłego roku wykonała na jednym koncercie wszystkie koncerty fortepianowe i Rapsodię na temat Paganininiego tego kompozytora (!!!). Jeśli chodzi o Trzeci, to już się go trochę nasłuchałem na żywo. Słyszałem go w wykonaniu Avdeevej, Fujity, Luganskiego i Giltburga – wykonanie ostatniego z tych artystów zdecydowanie najmocniej zapadło mi w pamięć. Co do Wang – wrażenia miałem bardzo mieszane. Jeśli chodzi o techniczną stronę wykonania – to była ona znakomita. Pianistka grała z blaskiem, energią, pazurem i klarownością. Arcytrudny Trzeci zdawał się w jej wykonaniu błahostką. Grany był przy tym w sposób dużo bardziej apolliński niż dionizyjski, bardziej klasycznie niż romantycznie. I chyba też z tego powodu brał się pewien niedostatek wrażeń. Chciałoby się, aby niektóre fragmenty potraktowane zostały bardziej lirycznie, z większą czułością. Tymczasem Wang przelatywała przez nie, co prawda technicznie wspaniale, ale też z pewną obojętnością, emocjonalnie powierzchownie. Słuchało się jej gry raczej na zimno, tym bardziej że Rattle partię orkiestry potraktował po macoszenu, nie wydobywając z niej zbyt wielu ciekawych detali, których tam przecież nie brakuje. Wang przy fortepianie zachowywała się bardzo ekspresyjnie, dobitnie pokazując publiczności jak intensywnie „przeżywa” muzykę. Było to więc pierwszorzedne show. Przynajmniej tyle, ale fanem Wang chyba nie zostanę.

W drugiej części koncertu Rattle poprowadził Szóstą Antona Brucknera. Słyszałem ją już w jego wykonaniu w Krakowie, gdzie poprowadził LSO, ale było to już dość dawno temu, bo w 2018 roku. Zwróciłem wtedy uwagę na przejrzystość brzmienia orkiestry, na wartkie tempo, jakie narzucił dyrygent i na dobrze podkreślony rejestr basowy (kontrabasy były ustawione w rzędzie z tyłu orkiestry). O ile jednak LSO ma brzmienie jasne i chłodne, o tyle praska orkiestra wyróżnia się ciepłem, nasyceniem i krągłością tonu. Także tutaj Rattle przyjął szybkie tempa, ale były tu jednak momenty, w których poziom koncentracji spadał. Tak było choćby w Adagio, które z tego powodu mocno się przeciągało. Orkiestra to oczywiście klasa sama w sobie, i przez większość czasu jakość wykonania stała na bardzo wysokim poziomie, zwłaszcza jeśli chodzi o kwintet i drewno. Problematyczne były odcinki tutti, w których blacha była zdecydowanie za głośna. Przykrywała wówczas pozostałe grupy, a barwa jej brzmienia stawała się nieprzyjemnie matowa. Swoją drogą to ciekawe, bo słuchając tej orkiestry np. pod Bychkovem czy Petrenką nigdy nie miałem wrażenia owej matowości, a dyrygowali przecież utworami, w których bywało naprawdę głośno (Szósta i Siódma Mahlera, Obrazki z wystawy Musorgskiego). Cóż, najwyraźniej nie do końca coś tutaj zagrało.

 

Foto. Czech Philharmonic Orchestra

 

Postaw mi kawę na buycoffee.to

 

Podoba Ci się to co robię? Chcesz wesprzeć moją pracę? Odwiedź profil Klasycznej płytoteki w serwisie Patronie.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.