Podróże koncertowe Orkiestry Filharmonii Sankt-Petersburskiej do częstych chyba nie należą. Ostatni raz miałem okazję usłyszeć ten zespół w 2005 albo w 2006 roku, kiedy w Warszawie podczas Festiwalu Beethovenowskiego orkiestra wykonała Symfonię klasyczną Prokofiewa, I Koncert wiolonczelowy Szostakowicza z Natalią Gutman i Siódmą Beethovena. Zapamiętałem ich jako najlepszą orkiestrę jaką kiedykolwiek słyszałem na żywo. Przez bardzo długi czas słysząc jakikolwiek inny zespół myślałem, że nie jest on tak dobry jak ekipa z Petersburga.
Początkowo jednak nie miałem zamiaru wybierać się na ich koncert do Wiednia. Chyba trochę obawiałem się konfrontacji dawnych wspomnień z rzeczywistością, która przecież mogła nie okazać się tak różowa i wyjątkowa. Przekonał mnie chyba fakt umieszczenia w programie XIII Symfonii Babi jar Szostakowicza. Kto ma grać dobrze Szostakowicza jak nie jego krajanie?…
Do wyboru były zresztą aż trzy daty i trzy programy – 6 października fragmenty z opery Rimskiego-Korsakowa Legenda o niewidzialnym grodzie Kiteziu i dziewicy Fiewronii, II Koncert fortepianowy Prokofiewa (z Yefimem Bronfmanem) i fragmenty Jeziora łabędziego Piotra Cz.; 8 października Koncert Sibeliusa z Emmanuelem Tjeknavorianem i Trzynastą Szostiego; wreszcie 9 października Koncert g-moll Brucha z Julią Fischer i ta sama symfonia autora Złotego wieku. Wybór padł na drugi koncert, a czynnikiem który zadecydował był koncert Sibeliusa, który jest chyba lepszy niż ten Brucha (a przynajmniej ja go bardziej lubię).
No i co?
Nie byłem rozczarowany. Nadal uważam że to jedna z najlepszych orkiestr na świecie. Sibelius wzbudził jednak momentami mieszane uczucia. Kapitalne, wyraziste i precyzyjne były smyczki, zarówno w artykulacji arco jak i pizzicato. Z niezwykłą atencją podszedł Temirkanov do rejestru basowego. Linie kontrabasów i wiolonczel (nawet jeśli grały „tylko” prostu akompaniament!) były czytelne i doskonale słyszalne. Czasem te dwie grupy odstawiają jakieś mało wyraźne mruczando w tle i trzeba się domyślać, co się w tych grupach dzieje, ale nie tutaj. Podobnie było z waltorniami, które grając akompaniament w niskim rejestrze w drugiej części były naprawdę zjawiskowe, a to też wcale nie jest takie oczywiste. Ale ataki drewna i blachy, pomimo piękna brzmienia obu sekcji, bywały dziwnie niezdecydowane – raz ostre i wyraziste, raz niewyraźne i słabe.
Tjeknavorian zaprezentował umiarkowanie romantyczną wersję koncertu Sibeliusa. Grał dźwiękiem ciepłym, mocnym i pełnym, używał dość dużo wibracji, ale jednocześnie utrzymywał wartkie tempo, przez co całość nie wlokła się i budziła zainteresowanie. Świetnie zabrzmiał zwłaszcza ostry i wyrazisty początek trzeciej części. Często brzmi ociężale i niezgrabnie, ale Tjeknavorian i Temirkanov zadbali o wysoki poziom napięcia.
Ale to XIII Symfonia Babi jar Szostakowicza była daniem głównym i to wobec tego dzieła można było mieć wywindowane w kosmos oczekiwania. W końcu Yuri Temirkanov szefuje Filharmonii Petersburskiej od 1988 roku, a przejął stery bezpośrednio po Jewgieniju Mrawińskim, długoletnim przyjacielu i zaufanym wykonawcy dzieł Szostakowicza. Relacje obu panów bardzo się pogorszyły kiedy dyrygent odmówił poprowadzenia prawykonania Babiego jaru na początku lat 60. Usprawiedliwiał się brakiem doświadczenia w prowadzeniu dzieł chóralnych, ale prawda jest taka, że atmosfera wokół tego dzieła była tak gorąca że po prostu stchórzył, a kompozytor nie mógł mu tego wybaczyć. Impulsem do napisania XIII Symfonii był kontakt z wierszami Jewgienija Jewtuszenki. Posłużyły one za podstawę dzieła i wyznaczyły jego dramaturgię. Kompozycja składa się z pięciu części: Babi jar, Humor, W sklepie, Strachy (tekst tej części poeta napisał specjalnie na prośbę Szostakowicza) i Kariera. Przedstawiciele władz ZSRR nie byli zachwyceni filosemityzmem kompozytora i jego współczuciem dla tragedii jaka wydarzyła się Babim jarze, gdzie Niemcy wespół z Ukraińcami w ciągu kilku zaledwie dni zamordowali ok. 34 000 Żydów. Pozostałe części również budziły kontrowersje. Ot, takie Strachy, w których odnaleźć można wypowiedziane wprost słowa o życiu w ciągłym zagrożeniu pod rządami Stalina. Odzywa się tam zresztą cytat ze Scherza z X Symfonii, będącej groteskowym portretem tyrana. Muzyka którą Szostakowicz napisał do tych wierszy wstrząsa i przejmuje do szpiku kości.
Tak samo zresztą wstrząsało wykonanie pod dyrekcją Temirkanova. Muzycy tej orkiestry mają tę muzykę we krwi i nie było w tej interpretacji ani jednego miejsca, o którym można by powiedzieć cokolwiek złego. To był istrny majstersztyk – od początku do końca. Rewelacyjna była blacha – a to upiorne solo tuby w czwartej części dopełnione upiornymi uderzeniami tam-tamu, a to perkusja, a to ostre i wyraziste smyczki, a to drewno. Wszystko było tu wyczute i przemyślane, a napięcia rozłożone niezwykle starannie. Piorunująca była pierwsza kulminacja w pierwszej części, która zakończyła się potężnym, bardzo długo wybrzmiewającym uderzeniem tam-tamu. Znakomicie spisał się chór basów, oznaczony w programie jako Herren des Singvereins der Gesellschaft der Musikfreunde in Wien. Choć nie był złożony z Rosjan – świetnie poradził sobie z rosyjskim tekstem, śpiewał wyraziście, dźwiękiem jędrnym i mięsistym. Były w tym wykonaniu fragmenty doprawdy wstrząsające – jak choćby ten w pierwszej części którym mowa o Annie Frank czy pierwsze wejście chóru w Strachach. Nie wiem czy na jakimkolwiek nagraniu słyszałem lepszego solistę niż Petr Migunov. Śpiewał ekspresyjnie, wczuwając się w tekst i mocno nasycając go emocjami. Na początku zacząłem się nawet zastanawiać, czy nie przesadza, ale stwierdziłem, że trzeba to po prostu przyjąć. Ba, należało to przyjąć, bo jego interpretacja harmonijnie łączyła się z tym co robiła reszta wykonawców. Gdyby nagrano ten koncert i wydano płytę – byłaby to z pewnością jedna z najlepszych rejestracji Babiego jaru (a przydałoby się, bo nagranie Temirkanova dla RCA jest nagrane bardzo kiepsko).
Na bis (!!!) zabrzmiał Nemrod z Wariacji Enigma Elgara, który pokazał piękno brzmienia smyczków orkiestry, umiejętność pięknego kształtowania fraz i cieniowania dynamiki. Rewelacja.
Foto. Stephan Trierenberg/Wiener Musikverein