Stało się! Zaczynam pisać bloga. Rozpoczęło się niewinnie – od tekstów pisanych do szuflady. Zawsze lubiłem pisać, więc jeśli miałem czas i sposobność, żeby pisać na temat, który szczególnie mnie kręci – korzystałem z okazji. Potem coś mnie podkusiło, żeby te teksty wysyłać znajomym, którzy od czasu do czasu zapytywali, czy zdarza mi się jeszcze coś napisać. Zaczęły się pytania, kiedy je gdzieś wyślę i udostępnię. Odpowiadałem, że to do szuflady i nie do publikacji, aż w końcu jedna z moich koleżanek zadała pytanie, którym trafiła w punkt: „a może ty byś bloga założył?”. Co tu dużo mówić – pomysł trafił na podatny grunt i zaczął kiełkować. Rezultatem jest niniejsza strona.
Zanim przejdziemy do meritum, należą się Wam, Drodzy Czytelnicy, odpowiedzi na kilka podstawowych pytań. Po pierwsze – czym jest i czym nie jest Klasyczna Płytoteka?
Zawsze fascynowały mnie różnice pomiędzy interpretacjami utworów muzycznych. Zawsze fascynowało mnie, że coś, co jest zapisane przecież bardzo ściśle i konkretnie – może zabrzmieć tak totalnie odmiennie. Słucham muzyki określanej potocznie jako „klasyczna” od dobrych kilkunastu lat, a ilość kompaktów zalegających na półkach w moim mieszkaniu, a także walających się po podłodze i wszelkich innych miejscach, przekroczyła już dawno wszelkie dopuszczalne normy.
A więc będę opisywał swoje spostrzeżenia i odczucia dotyczące wykonań poszczególnych utworów klasycznych. Stawiam na różnorodność – słucham zarówno wykonań bardzo starych, z lat 20. i 30., jak też tych najnowszych. Mam swoich faworytów wśród wykonawców i do ich nagrań będę sięgał najczęściej. Jeśli więc zdarzy się Wam trafić na opis kilku nagrań jednego utworu pod batutą tego samego dyrygenta i będziecie mnie chcieli zapytać, dlaczego aż tyle miejsca właśnie jemu poświęciłem, odpowiedź niezmiennie będzie brzmiała – „bo tak mi się właśnie podobało” 😉
Słucham głównie muzyki orkiestrowej. Nie znaczy to, że ignoruję kameralistykę, pianistykę, lirykę wokalną czy operę, ale nie porywa mnie tak bardzo jak muzyka symfoniczna, więc to jej poświęcę najwięcej miejsca. Nie wykluczam, że później zmienię podejście i zacznę porównywać wykonania innych utworów – ale na pewno nie zdarzy się to w najbliższej przyszłości. Za to jak brzmi wykonanie utworu symfonicznego odpowiada przede wszystkim dyrygent i orkiestra, jaką kieruje. To właśnie sylwetkom dyrygentów i jakości brzmienia kierowanych przeze nich orkiestr będzie poświęcona większość miejsca.
Dlaczego akurat Klasyczna Płytoteka? Po co komu płyty w epoce Youtube i Spotify? Mam to do siebie, że jestem w tym aspekcie straszliwie staroświecki – nadal kupuję płyty i cenię je sobie bardziej niż pliki na kompie. Nie znaczy to, że nie doceniam Youtube i Spotify. Doceniam zwłaszcza to, że można tam czasem znaleźć nagrania, do których trudno dotrzeć w inny sposób. Minusem jest to, że jakość dźwięku jest jednak zauważalnie gorsza – stare nagrania zazwyczaj nie są poddane remasteringowi, a poziom szumów i trzasków może zniechęcić. Nawet po ściągnięciu utworu na kompa i przerobieniu go na mp3 – różnica jest nadal poważna i odczuwalna. Dlatego nadal kupuję płyty i gorąco do tego zachęcam 😉
Tym więc będzie Klasyczna Płytoteka. Czym nie będzie? Jako że interesują mnie przede wszystkim wykonania – nie będę poświęcał wiele miejsca samym utworom. Nie będę wdawał się w analizy i powtarzanie faktów i opisów, które znaleźć można w innych miejscach. Mogę do nich odsyłać, ale nie będę powtarzał po raz tysięczny opowieści o nieszczęśliwej miłości Berlioza do Harriet Smithson. Chętnie podrzucę w tym miejscu link lub napiszę parę słów o książce, do której można odesłać czytelnika. Oczywiście – przed przejście do meritum każdemu dziełu należy się krótki wstęp, ale w tym miejscu będę zaznaczał najważniejsze kwestie, związane w wykonaniami.
Wiemy już, czym jest i czym nie jest Klasyczna Płytoteka, pozostaje pytania równie ważne – dla kogo jest przeznaczone? Dla amatorów czy dla specjalistów?
Chciałbym, żeby moje teksty sprawiły przyjemność jednym i drugim. Zdaję sobie sprawę, że będą miejsca, gdzie nie obędzie się bez fachowej terminologii. Nie jest moim celem tworzenie słowniczka pojęć muzycznych, tak jak nie chcę pisać podręcznika historii muzyki. W miejscach, które będą wymagały dodatkowych objaśnień albo przykładów muzycznych – wstawię odpowiednie linki, żeby nie przerywać toku narracji i żeby nawet czytelnicy nieobeznani dobrze z tematem mogli się zorientować, o czym jest w danym momencie mowa.
Bardzo często mam wrażenie, że mówiąc o muzyce klasycznej lub poważnej (kto w ogóle wymyślił to określenie?!) popada się często w ton albo nadmiernie pompatyczny albo nadmiernie wyrafinowany. Oba typy są niezwykle groźne i mają niezwykłą właściwość odstraszania potencjalnych zainteresowanych swoją nieprzystępnością. Czytają ludzie coś takiego i myślą sobie „e, to nie dla mnie – za trudne”. Rzadko kiedy o klasyce mówi się na luzie, raczej podkręca się snobistyczną atmosferę. Chcę, żeby ten blog był inny. Chcę, żeby był to rodzaj luźnej opowieści, którą równie dobrze można by było snuć podczas luźnego spotkania. Mam nadzieję, że ten przewodnik komuś się przyda, że ktoś przeczyta, sięgnie po płytę – i może napisze coś i skomentuje? Marzy mi się, żeby kogoś teksty, które tu znajdzie, naprawdę zainspirowały.